To zawsze jest szyba pociągu, tylko czasem on stoi na peronie,
czasem ja, to zawsze jest zmniejszający się świetlny punkt,
wraca z zapachem lub z dźwiękiem, raz zrobiłam mu zdjęcie.
Drzwi zwykle zatrzaskują się w połowie drogi,
zanim miasta przerosną lasy, a konduktor powtórnie zażąda biletu.
Kryza powoli zaciska się na szyi, pokarm nabrzmiewa w piersiach,
a nogi układają się pod właściwym kątem.
W żółtym świetle jarzeniówek dogasają wulkany,
znowu jestem śmiertelna
Wiersz pochodzi z tomu „Stop-klatka”