Znów pan wyjechał, doktorze Greenson,
a mnie zostało tylko kilka włosów na grzebieniu
i wytarte oparcie fotela.
Posążek Freuda już panem nie pachnie,
zlizałam z brązu ślady linii papilarnych,
zawiązałam kokardkę na szczęście.
Na szczęście jakoś sobie radzę:
sypiam zaledwie z co drugim taksówkarzem,
czasem gaszę światło.
Nadal nie lubię leżeć, kiedy wchodzą.
Wczoraj w wietnamskiej restauracji
kupiłam obiad bezdomnej.
Miałam nadzieję, że nigdy nie skończy.
Czy pan wie, jak to jest,
gdy ktoś naprzeciwko nabiera na łyżkę makaron?
Nie pozwoliła się kupić, choć zaproponowałam
łóżko z baldachimem i seks.
W zamian miałaby głaskać mnie po głowie,
wpychać do ust cukierki