Przedstawiam fragmenty wywiadu przeprowadzonego przez uczennicę I LO w Piekarach Śląskich – Agatę Nowakowską z moją skromną osobą. Praca ta otrzymała I nagrodę w konkursie dziennikarskim dla szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych „Fantastyczni piekarzanie są wśród nas”. Serdecznie gratuluję Laureatce!
(Więcej informacji na temat konkursu tutaj: http://www.lo.piekary.pl/index.php?id=mwyd&wyd=177)
A.N.: Mieszka Pani w Piekarach Śląskich. Czy Piekary Śląskie, a szerzej – Śląsk można jakoś „zobaczyć” w Pani twórczości? Czy to miejsce zamieszkania sprzyja twórczości artystycznej?
H.D.: Nie wydaje mi się, aby miejsce zamieszkania miało duży wpływ na moją twórczość, nie sądzę także, żeby Śląsk był szczególnie widoczny w moich tekstach. Nie piszę bowiem o miejscach, tylko o ludziach. To oni: ich przeżycia, psychika i emocje, są dla mnie ważni. Owszem, zdarzyło mi się uczynić bohaterami wiersza ludzi stąd, ale tylko i wyłącznie w kontekście uniwersalnego losu człowieka wpisanego w ich życiorysy. (…)
Czy Piekary sprzyjają literatom? Sądzę, że działa tutaj garstka ludzi, którzy twórczość artystyczną chcą i potrafią promować – mam na myśli np. panią Aleksandrę Zawalską – Hawel – dyrektora Miejskiej Biblioteki Publicznej czy Wiesia Ciecieręgę, poetę i pieśniarza, redaktora Radia Piekary, który dwa razy w roku organizuje w Miejskim Domu Kultury Turniej Jednego Wiersza, a także prowadzi audycję radiową „Poezja na dobranoc”. Jeśli chodzi o promocję mojego tomiku w miejscu zamieszkania, obu tym osobom wiele zawdzięczam. Paradoksalnie, mam jednak wrażenie, że w Łodzi czy Poznaniu moje nazwisko jest bardziej znane, niż w samych Piekarach. Zresztą pani Zawalska – Hawel o piekarskiej poetce dowiedziała się od znajomej z… Warszawy!
A.N.: Czy i jak wydarzenia z życia wpływają na Pani twórczość? Czy nie boi się Pani ryzyka utożsamiania podmiotu lirycznego wierszy z Pani osobą?
H.D.: Książka, także poetycka, rzadko jest autobiografią. Myślę, że większość czytelników to rozumie i nie utożsamia autora z bohaterami jego tekstów (…)
Pisząc, nie myślę o odbiorcy, nie zastanawiam się, co powie przysłowiowa sąsiadka, kiedy przeczyta mój wiersz. Myślę, że kiedy się tworzy, takie rzeczy po prostu przestają mieć znaczenie. Pisanie w klatce własnych lub cudzych ograniczeń nie miałoby najmniejszego sensu. Nie uznaję w tej materii żadnej cenzury. (…)
Gdybym miała wskazać motto swojej twórczości, byłaby to bez wątpienia wypowiedź poety Romka Honeta: Poeta zawsze ma dotkliwy bagaż, dźwiga ze sobą parszywie nieporęczne koło albo pal. Gdy zapierdala z obłą walizeczką, to mu nie wierzę i w związku z tym nie interesuje mnie, jakie nic ma w środku. Otóż mnie zajmują właśnie te nieporęczne koła i pale. Ludzi „zapierdalających z obłymi walizeczkami” tak w życiu, jak i w literaturze omijam z daleka.
A.N.: Kto lub co inspiruje Panią do pisania i dlaczego? Czy mogłaby Pani wskazać jakieś literackie inspiracje?
H.D.: Inspirują mnie przede wszystkim ludzie, ich historie. Jeśli jest się otwartym i uważnym, każdy dzień, każde, nawet najbardziej banalne spotkanie, może przynieść pomysł na nowy tekst.
Czasem, choć znacznie rzadziej, źródłem inspiracji stają się także filmy czy książki, które aktualnie czytam. W moim tomiku znalazły się wiersze nawiązujące do „Lotu nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya, „Raju tuż za rogiem” Vargasa Llosy, „Naszej klasy” Tadeusza Słobodzianka czy „Blaszanego bębenka” Güntera Grassa. Są to jednak tak luźne odniesienia, że mam wrażenie, iż większość czytelników w ogóle ich nie zauważyła. (…)
Co mnie motywuje, nakręca do pisania? Na przykład przeczytanie jakiegoś dobrego tomiku. Ostatnio wróciłam do twórczości mojej ulubionej poetki: Marty Podgórnik, zresztą również mieszkanki Śląska. Obcowanie z tak świetną literaturą powoduje, że pojawia się we mnie jakaś nowa energia, właśnie ta „iskra”, o której wcześniej mówiłam. Motywująco działają też na mnie kiepskie teksty – im głośniejszych poetów, tym bardziej. (…)
A.N.: Czy traktuje Pani poezję jako swego rodzaju „powołanie”?
H.D.: Zależy jak potraktujemy to słowo. Jeśli jako synonim misji, to stanowczo nie. Odrzucają mnie wszelkiego rodzaju romantyczne teorie poezji. Śmieszy przywdziewanie przez twórców płaszczyków wieszcza. Podobnie unikam w swoim pisaniu nachalnego dydaktyzmu, unikam do tego stopnia, że mniej uważni czytelnicy mogą nawet posądzić mnie o aprobatę zachowań społecznie negatywnych. Jeśli jednak rozumiemy powołanie jako talent, czy tzw. Własną Legendę – pojęcie made in Paulo Coelho, ale bardzo je lubię – to owszem, wydaje mi się, że pisanie jest moim powołaniem. Po rodzinie, to absolutnie najważniejsza sprawa w moim życiu. Czasem zastanawiam się, jak mogłam przeżyć bez „pióra” ponad trzydzieści lat.
A.N.: Pisanie wierszy jest Pani jedyną pasją, czy zajmuje się Pani czymś jeszcze?
H.D.: Ostatnio coraz bardziej pochłania mnie pisanie prozy. Interesuje mnie także psychologia, czasem żałuję, że nie wybrałam takiego kierunku studiów. Lubię też pracę nauczyciela, zwłaszcza twórcze zajęcia z dziećmi, jakieś kółka teatralne czy literackie. Sukcesy uczniów, ich zaangażowanie i radość tworzenia napędzają mnie i przynoszą sporo satysfakcji.
A.N.: Na ile liczne nagrody i bardzo dobre recenzje Pani debiutanckiego tomiku stały się motywacją do dalszego pisania?
H.D.: Niestety, dobre recenzje w ogóle mnie nie zmotywowały. Ucieszyły, owszem, ale nie dały absolutnie „kopa” do pisania. (…) Jeśli chodzi o konkursy literackie – jest to jednak sprawa dość zamierzchła, od około roku nie biorę w nich udziału – to, owszem, stanowiły potężną motywację, kolejne sukcesy upewniały mnie po prostu, że potrafię pisać. W miarę upływu czasu stały się jednak ograniczeniem (…)
Pisanie powinno być czyste, w jakiś sposób pierwotne, nieskażone, odległe od świata. Bardzo bliski jest mi pogląd poety Karola Samsela: Arcydzieła notuje się w ciszy gabinetów, chwiejnie i niepewnie, próbując utrzymać równowagę na kruszejącej granicy między samotnością a nicością. Nie piszę arcydzieł, ale również lubię tę samotność tworzenia. I całkowitą niezależność siebie jako twórcy – niezależność również od własnych ambicji.